Nie
odważyłam się jeszcze otworzyć oczu w obawie o to co mogę zobaczyć.
Panowała
absolutna, niczym nie zmącona cisza w której słyszałam tylko swój płytki oddech
i równomierne walenie serca. Nie miałam pojęcia jak udało mi się zachować taki
spokój wiedząc, że nie jestem w domu. Wiedziałam to, bo ostatnim co pamiętałam
był spacer przez Central Park, a potem coś zasłoniło mi widok, a usta zatkała
szmatka nasączona chloroformem. Ostatnią moją myślą zanim odpłynęłam w dal było
„Ratunku”. Nie kierowałam tego do nikogo konkretnego, ale po prostu moje
wewnętrzne ja wrzeszczało na pomoc choć mój umysł być już prawie w stanie
wyższej świadomości.
Teraz
opanowała mnie innego rodzaju strach niż wtedy. W mojej głowie nie było śladu
bezmyślnego wołania o pomoc. Zastanawiałam się co z rodzicami, jak długo mnie
nie było i czy zawiadomili policję że zniknęłam. Czy mnie szukają?
Ta
myśl dodała mi otuchy i sprawiła, że odważyłam się otworzyć oczy. Nie cackałam
się, po prostu od razu rozwarłam szeroko powieki.
Pierwszym
co zobaczyłam była podłoga, a raczej coś przypominającego podłogę. Ze
zdziwieniem uświadomiłam sobie, że leżałam przez cały czas na boku z głową
opartą na przedramieniu.
Uniosłam
się na łokciu i instynktownie rozejrzałam po pokoju, w którym się znalazłam.
Była to niewielka klitka bez drzwi i okien, którą wypełniało jaskrawe białe
światło. Ściany tworzyły ogromne lustra, które na początku wzięłam za weneckie,
ale zaraz uświadomiłam sobie, że to zwykłe szkoło, ale poza moim pokoikiem
panuje ciemność. W klitce wszystko miało kolor rażąco czystej bieli. Podłoga z
czegoś gumowatego, sufit, mój top i skóra. Jedyne co odbijało się na tle
jasności to moje czarne spodnie od dresu i czekoladowe włosy z refleksami
koloru owocu migdałowca.
Ubranie,
które nosiłam na sobie nie należało oczywiście do mnie. Zostałam w nie zapewne
przebrana, gdy mnie porwano. Bo, że mnie porwano byłam pewna. Chyba, że rodzice
sprzedali mnie radzieckiej mafii dla eksperymentów. Bardzo w to wątpiłam, gdyż
pomimo niejakich kłopotów finansowych bardzo mnie kochali.
Podciągnęłam
się jeszcze odrobinę, aż usiadłam. Tył głowy przeszył mi ból, aż się
skrzywiłam. Pomimo tego starałam się stanąć podpierając bokiem o szklane
ściany.
Gdy
już myślałam, że moja akcja zakończy się sukcesem moje nogi, na których oparłam
ciężar zatrzęsły się, z gardła wyrwał jęk, a cały świat zawirował. Gdzieś
pomiędzy bólem usłyszałam miękki odgłos ciała upadającego na ziemię.
Uderzyłam
brodą o ziemią z taką siłą, że odskoczyła do tyłu zamykając mi zęby na języku.
Syknęłam z bólu spowodowanego rozcięciem
na języku. Usta wypełnił mi metaliczny posmak krwi. Leżałam na brzuchu
próbując się w spierać na łokciach. Przed oczami tańczyły mi kolorowe plamki, a
głowę prawie rozsadzało.
–
Radziłbym ci zaniechać tych prób – odezwał się jakiś głos, który zdawał się
dobiegać zewsząd.
***
Oto pierwszy rozdział. Zabierałam się dość długo na odwagę (a może raczej zbierałam chęci, bo jestem z reguły strasznym leniem), aby opublikować jakiś mój twór. ;) No dobra, mam nadzieję, że się podobało, choć to dopiero wprowadzenie. No i komentujcie XD
Pozdrawiam, Monique
super ;**
OdpowiedzUsuń